Skip to contentSkip to main navigation Skip to footer

Wywiad z Kazimierzem Kowalskim

Kazimierz Kowalski – od 25 lat solista Teatru Wielkiego w Łodzi. Związany również z Polską Operą Kameralną. Obchodził niedawno jubileusz 30-lecia swojej pracy artystycznej.

Obchodził pan w tym roku jubileusz trzydziestolecia swojej pracy artystycznej. Z tej okazji odbył się w Łodzi specjalny koncert. Czy mógłby pan o nim opowiedzieć?

Najpierw kilka słów o samym jubileuszu. Był to dla mnie jubileusz niecodzienny, bo obchodziłem jednocześnie swoje pięćdziesiąte urodziny. Ale skupmy się na mojej pracy artystycznej. Zaczynałem jako bardzo młody człowiek, występując z niezwykle wówczas popularnym zespołem „Dziwne rzeczy”. Jednak taki prawdziwy początek mojej pracy to współpraca z Orkiestrą Polskiego Radia i Telewizji w Łodzi pod dyrekcją Henryka Debicha.

Koncert, o który pani pytała był drugim koncertem jubileuszowym, bowiem pierwszy odbył się podczas tegorocznego, IV Festiwalu Operowo-operetkowego w Ciechocinku. Został on zarejestrowany przez II program Telewizji Polskiej. Był również retransmitowany przez Telewizję Polonia, a więc jest to niewątpliwie sukces dla mojej skromnej osoby, ponieważ nie tylko telewidzowie w kraju, ale również na całym świecie mogli się dowiedzieć o moim jubileuszu. Koncert okazał się bardzo piękny, dlatego chciałem go powtórzyć w Łodzi. Dlatego powtórzyć, i dlatego w Łodzi, ponieważ raz, że jest to moje miejsce urodzenia, dwa, że Teatrowi Wielkiemu w Łodzi jestem wierny od 25 lat.

Jak wspomina Pan okres „dyrektorowania” w Teatrze Wielkim?

Wspaniale. Ten czas, który miałem dla zespołu Teatru Wielkiego, był to dla mnie czas, nie ukrywam, nie tylko moich wielkich ambicji artystycznych, ale również organizatorskich. Otóż, w okresie, kiedy byłem dyrektorem, do naszego teatru przychodziło najwięcej widzów w całej Polsce. Mieliśmy 96 % frekwencji, graliśmy od wtorku do niedzieli. Poza tym, będę tutaj nieskromny, pozostawiłem teatr bez długu – przeciwnie zostawiłem w kasie teatru półtora miliona zysku, co jest ewenementem, naprawdę nie tylko w skali naszego kraju.

Prasa, szczególnie łódzka, pisała jednak wówczas nie zawsze przychylnie.

Trudno powiedzieć, że nie przejmuję się krytyką, przejmuję się, jeżeli jest to krytyka, a nie krytykanctwo. Trzeba liczyć się z opinią ludzi, którzy znają się na muzyce, znają się na sztuce, jednak dla mnie zawsze najważniejszą krytyką jest publiczność, ponieważ w tym momencie, w którym publiczność przestaje przychodzić do teatru , to znaczy, że jest źle. Ponieważ, jak mówiłem wcześniej frekwencja w teatrze w okresie mojego dyrektorowania była znakomita, więc myślę, że to mówi samo za siebie.

Otrzymał Pan ostatnio honorową odznakę za zasługi dla miasta Łodzi, jakie to ma dla Pana znaczenie?

Jest to dla mnie odznaka szczególna, szczególny prezent od mojego miasta, od miasta, w którym się urodziłem, bowiem miałem wiele możliwości, kilkanaście możliwości w swoim życiu, żeby zmienić to miejsce na inne miejsce w kraju, a nawet za granicą. Jestem jednak związany z Łodzią emocjonalnie: tu się urodziłem, tu wychowałem, mieszkałem przez 27 lat vis a vis miejsca, w którym siedzimy, a więc Teatru Wielkiego, tu ukończyłem Wyższą Szkołę Muzyczną w Łodzi, tutaj – w tym teatrze rozpoczynałem swoją pracę i wiem, że nigdy nie wyjadę z tego miasta. Dlatego uhonorowanie mojej skromnej osoby cenię bardzo głęboko, i niech to nie będzie moja megalomania – sądzę, iż naprawdę dużo zrobiłem dla Łodzi, propagując kulturę przez te 30 lat.

Przejdźmy teraz do trochę lżejszych tematów. Czytałam w jakimś wywiadzie z Panem, że miał Pan w swoim życiu około 50 samochodów. Przy czym znalazłam również taką uwagę, że za każdym razem, kiedy zmieniał Pan kobietę, zmieniał także samochód. To jak to jest z tymi… samochodami?

Nie, nie to nie tak. To było dawno temu i nie aż tak. W sumie jestem osobą raczej stałą w uczuciach. Nie było to tak z tymi samochodami i kobietami, natomiast prawdą jest, że miałem tych samochodów, może 50, może 52, a może 54. Zamiłowanie do motoryzacji odziedziczyłem po moim ojcu. Zaczynałem od motocykla, popularnej wówczas WFM-ki i kiedyś była to rzeczywiście moja pasja. Teraz mam do tego nieco inny stosunek. Samochód traktuję prawie jak narzędzie pracy i musi on być przede wszystkim praktyczny. Spędzam w samochodzie wiele czasu, jeżdżąc i załatwiając różne rzeczy, żeby potem móc koncertować i wystawiać przedstawienia w różnych miastach Polski, co daje mi ogromną satysfakcję.

Czy uchyli Pan rąbka tajemnicy i opowie o swojej rodzinie?

Rodzina moja, jak wspominałem pochodzi z Łodzi, tutaj się wychowałem. Mieszkałem na ul. Narutowicza i dosłownie na moich oczach „budował się” Teatr Wielki. Jeśli chodzi o dzisiejszą moją sytuację rodzinną, to mam 11-letniego syna, który ma na imię Stanisław po moim dziadku i teściu oraz żonę, która ukończyła mój wydział czyli wydział wokalno – aktorski w Akademii Muzycznej w Łodzi. Nie pracuje w swoim zawodzie, ale ma się dobrze.

Kiedy kilkanaście lat temu był Pan gościem Liceum Ekonomicznego w Zgierzu, którego byłam uczennicą, pamiętam, że zrobił Pan duże wrażenie na mnie i moich koleżankach. Od tamtej pory właściwie niewiele się Pan zmienił. Czy przywiązuje Pan szczególną wagę do dbałości o swój wygląd?

Te siwe włosy, które Pani widzi, to efekt mojego dyrektorowania w Teatrze Wielkim. Jeśli chodzi natomiast o sylwetkę, to niekoniecznie chciałbym wyglądać, jak niektórzy moi koledzy. Jestem człowiekiem niesłychanie ruchliwym i pewnie to mnie chroni przed nadwagą. W przeciwnym razie, pewnie widoczne byłoby na zewnątrz moje zamiłowanie do jedzenia. Ogromnie lubię jeść i ogromnie lubię gotować nie tylko dla siebie, ale i dla innych. Moją specjalnością są różne zupy. Gdybym jednak chciał do woli zaspokoić moje ambicje kulinarne, to na pewno bym przytył, ale teraz ważę 68 kg i jest dobrze.

To prawda. Wróćmy do Pana działalności artystycznej. Gdzie możemy Pana aktualnie usłyszeć i zobaczyć?

Zawsze oczywiście w Teatrze Wielkim w Łodzi, w którym od 25 lat śpiewam jako solista, śpiewak operowy. Można spotkać się ze mną w TVP Łódź, w PR I Polskiego Radia, w którym co czwartek o godz. 20.30 spotykam się ze słuchaczami i proponuję wysłuchanie pięknych głosów wspaniałych artystów w repertuarze nie tylko operowym. Pozostają jeszcze koncerty, podczas których występuję z wybranymi artystami.

Jakie ma Pan plany zawodowe na najbliższą przyszłość?

Obecnie najbardziej skupiony jestem na działalności Polskiej Opery Kameralnej. Chciałbym docierać wszędzie tam, gdzie nie ma stałych scen operowych .Zarówno mnie jak i artystom, którzy ze mną występują ogromną satysfakcję daje to, że możemy wystawić w Sandomierzu, Koninie, Wieluniu, Radomsku czy Sieradzu to samo przedstawienie, które mogą obejrzeć widzowie w Warszawie, Poznaniu czy Łodzi. Na tym właśnie chciałbym się skoncentrować i przez najbliższe 5 lat udowodnić wszystkim, że sztuka może istnieć nie tylko w wielkich miastach, że „Straszny dwór” może zawitać także pod przysłowiowe strzechy.

Życzę zrealizowania tych planów i dziękuję Panu bardzo za rozmowę.

Wywiad przeprowadziła Renata Nolbrzak

Back to top